Jaskinia Miętusia i Kasprowa Niżnia

Magda Sitarz i Michał Pietrzak by Magda Sitarz i Michał Pietrzak
Aktualności

-A może spróbujemy pójść do Miętusiej? – zaproponował mi Michał Pietrzak z ST. Biorąc pod uwagę wyjątkowo ładny listopad i niskie stany wód w potokach oraz wcześniejszą wizytę w Kasprowej Niżnej gdzie Gniazdo Złotej Kaczki było suchuteńkie, stwierdziłam, że może się to udać.

Do naszego pomysłu przekonaliśmy Pawła Włoczkowskiego z KKTJ. Wyjście zaplanowaliśmy na niedzielę 29 listopada, dodatkowym argumentem przemawiającym za naszym celem był fakt, że w sobotę zgodnie z wpisem w książce wyjść do Miętusiej wybierali się grotołazi. Było więc się kogo zapytać dokładnie o warunki panujące w jaskini i kiedy potwierdzili, że do MarWoja jaskinia puszcza, nie wahaliśmy się ani chwili dłużej.

Ranek powitał nas iście zimową aurą, było zimno i prószył śnieg. Nie spiesząc się tego dnia, u wylotu Kościeliskiej umówiliśmy się o godzinie 9. Niska temperatura sprawiła, że dość szybko zameldowaliśmy się na Wyżniej Równi Miętusiej, gdzie niemal bajkowy zimowy krajobraz stanowił idealny kadr do zdjęcia. Przez świeży opad śniegu i wiatrołomu mieliśmy chwilowy kłopot ze znalezieniem otworu, ale się udało.

Przez zimno, przebraliśmy się dość szybko i weszliśmy do Rury. W dół pokonuje się ją bardzo przyjemnie, gorzej będzie dopiero z powrotem… Odbiliśmy w bok, robiąc zdjęcia Syfonu Zwolińskich. Doszliśmy do syfonu, który jak wiedzieliśmy wcześniej da się przejść. Minęliśmy Salę bez Stropu – zostanie na następną akcję, i udaliśmy się w kierunku Kaskad. Jeszcze tylko krótki meander, Piaskowy Prożek i stanęliśmy nad Wielkimi Kominami. Paweł pamiętał, że kiedy był tu dwa lata temu w Wielkich Kominach lał się niemalże potok. Jednak dziś, przez niski stan wody, padał ledwie deszczyk. Po zjeździe, doszliśmy jeszcze do syfonu i zaczęliśmy wracać.

O ile podczas zjazdu, deszcz w ogóle nie przeszkadzał, o tyle podczas wychodzenia woda spokojnie miała czas wlać się za kołnierz, co sprawiło, że człowiek nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak szybko jest w stanie pokonać ten odcinek. Po wyjściu z Wielkich Kominów chcieliśmy jeszcze podejść pod Próg Męczenników, jednak nie mieliśmy już na to czasu. Czekało nas jeszcze wyjście z jaskini. Najbardziej uciążliwa była przeprawa przez Rurę, każdy z nas miał wór, dużo cięższy niż na początku przez namoknięte liny. Na powierzchni przywitał nas suchy padający śnieg. Po chwili stania robiło się zimno, toteż szybko przebraliśmy się i ruszyliśmy na dół.

-Magda, męczy mnie ta Kasprowa Niżnia, na pewno nie dasz rady pójść w tygodniu? – dopytywałem się zaraz po akcji w Miętusiej. Warunki jakie nas tam zaskoczyły i informacja od Magdy, że Gniazdo Złotej Kaczki jest suche, sprawiły że koniecznie chciałem je wykorzystać i odwiedzić jeszcze tę jaskinie, którą rzadko o tej porze roku można odwiedzić.

W pierwszy grudniowy weekend nie mieliśmy żadnego planu na wyjście jaskiniowe, każdy miał jakieś obowiązki. W czwartek przyszła odwilż , w Tatrach szalał wiatr halny który szybko topił śniegi. Mając w pamięci zeszłoroczną zimę obudziły się we mnie obawy, że takie warunki mogą się szybko nie powtórzyć. Podzieliłem się moimi przemyśleniami z Pawłem Włoczkowskim (KKTJ), który postanowił rzucić wszystko w Krakowie i przyjechać następnego dnia w Tatry.

W piątek 4 grudnia Magda przekazała nam brakujący sprzęt w Kuźnicach, niestety sama tego dnia nie mogła z nami pójść na akcje. Ruszyliśmy więc bez przekonania do góry. Po dojściu na miejsce szybko zworowaliśmy liny i przebraliśmy się . Linę, która miała nam posłużyć do zjazdu do Komory Gwiaździstej zostawiliśmy w sali wejściowej, uznaliśmy bowiem, że dojście do Zapałek będzie sporym sukcesem, nie ma sensu nosić dodatkowego balastu. Po 30 min.byliśmy w Gnieździe Złotej Kaczki, które było suchutkie, pojawiła się więc nadzieja, że dalej też puści. W Długim Chodniku wody było po kostki, optymizm coraz większy, pozostało tylko zlewarować Wiszące Jeziorko. Gdy doszliśmy do jeziorka okazało się że nie trzeba lewarować.... euforia!. Kilka minut później naszym oczom ukazały się legendarne Zapałki. Krótki zjazd do kolejnego jeziorka i dalej przez Partie Krakowskie skomplikowanymi orientacyjnie przełazami dotarliśmy do prożka który prowadzi do Komory Gwiaździstej. Niestety jej już nie odwiedziliśmy, bo lina została, wolę nie przypominać sobie nawet gdzie...

Cóż, pozostała nauczka na przyszłość, że do końca nie warto tracić wiary w powodzenie akcji. W drodze powrotnej wybraliśmy się jeszcze do Syfonu Danka. Cała akcja zajęła nam 4,5 godz.

Zdjęcia:

Magda Sitarz, Michał Pietrzak, Paweł Włoczkowski 

(2 głosów)
Wyświetlony 6730 razy